Leniwe sobotnie popołudnie. Z ruchliwej Wołoskiej skręcamy w zachodni odcinek ulicy Racławickiej. Ulica szeroka jak stąd do morza, ale w promieniu kilometra, jak wzrok sięga, nie ma oprócz nas żadnego pieszego, tylko wiatr hula. Żadnych sklepów, witryn, kawiarni. Tylko asfalt, chodnik i domy przycupnięte po bokach. Przeciętny przechodzień pomyślałby, że to miejska pustynia. Okazuje się jednak, że w tym korytarzu nicości jest portal, ukryta brama, która prowadzi do zupełnie innego świata. Do Fortu Mokotów. Tam też wchodzimy szukając pewnej kawiarni o nazwie „Przystanek Miłość”, którą znalazłam wnikliwie studiując mapę.
Spis treści
Historia obok nas
Fort Mokotów zbudowany był w latach XIX wieku w czasie, kiedy na tym terytorium było jeszcze Imperium Rosyjskie. Był częścią pierścienia wewnętrznego Twierdzy Warszawa – zespołu fortów okalających ówczesną Warszawę. W dwudziestoleciu międzywojennym mieściły się tam stacje nadawcze Polskiego Radia, a po II wojnie światowej fort był siedzibą ściśle tajnych zakładów radiowo – telewizyjnych „ZARAT”. Dopiero pod koniec XX wieku wskutek transformacji ustrojowych teren fortu oddano do dyspozycji Warszawiaków. Dziś jego mury Fortu pokochali wszelkiej maści artyści. Mieszczą się w nich pracownie fotograficzne, wytwórnie filmowe i agencje reklamowe. Jest też kilka kątów gastronomicznych, między innymi otwarta jesienią 2016 kawiarnia do której idziemy.
Artystyczna dusza i tradycje rodzinne
„Przystanek Miłość” z zewnątrz wygląda bardzo romantycznie. Czerwona cegła, pnącza i murowane nadproża w kształcie łuków. Na dworze jest dość chłodno, a „Przystanek Miłość” zaprasza nas ciepłym światłem. Wchodzimy. W środku można poczuć się jak w domu. „Przystanek Miłość” jest prowadzony przez panią Ewę, która podkreśla celowość tego miejsca z informacji umieszczonej na ścianie. Podoba mi się, że nadaje temu miejscu taki osobisty charakter.
Romantyzm z TV w tle
Jest dużo regałów z książkami, gry planszowe, a z boku kącik z zabawkami dla najmłodszych. Jest pianino, świece, trochę bibelotów. No powiedziałabym, że pełen romantyzm, gdyby nie …cały czas włączony telewizor. Na telewizorze wprawdzie wyświetlane były zdjęcia przyrody, ale jednak muszę przyznać, że ten włączony non-stop sprzęt nie pasował mi do klimatu przedwojennego bunkra. Po chwili jednak przyzwyczajam się do niego.
Co by tu zjeść?
No cóż. Przyznam, że z wizyty w „Przystanku Miłość” najmniej przyjemnie wspominam jedzenie. Zamówiliśmy chyba wszystkie ciasta, które akurat stały na ladzie i żadne mnie nie niestety urzekło. Ze smutkiem stwierdzam, że brakowało im świeżości. Sernik był obeschnięty, a ciasto kokosowe zwietrzałe. A może akurat tak trafiliśmy? Podobno dzień wcześniej była jakaś impreza, więc możliwe, że to był chwilowy spadek formy. Nie wiem. Jedno, co naprawdę było pyszne, to czekolada na gorąco i kawa. Ceny zupełnie rozsądne.
Ciekawie, ale ze zgrzytami
Podsumowując, myślę, że „Przystanek Miłość” to bardzo oryginalna kawiarnia z duszą i bardzo dużym potencjałem. Największym jej atutem jest niepowtarzalny klimat Fortu Mokotów, ale wydaje mi się, że jeszcze potrzeba trochę czasu na doszlifowanie niektórych zgrzytów. Na pewno zasługuje na drugą szansę. Na ich profilu na facebooku widziałam, że cały czas coś się dzieje: nowe pozycje w menu, zmiany wystroju, więc chyba warto śledzić.