Marta Antosik
fot. Ireneusz Graff

Dzisiaj zapraszam Was na kolejny wpis gościnny, którego autorką jest Marta Antosik. Marta jest córką fotografa Wiesława Antosika, którego wystawę zdjęć Tarchomin ’80 mogliście niedawno oglądać w Muzeum Pragi. O swoich wrażeniach z tej wystawy pisałam tu. A teraz razem z Martą zabieram Was w podróż w czasie na fascynujący i egzotyczny Tarchomin :).

fot. Wiesław Antosik

Daleka i dzika kraina

Kiedy sprowadziłam się na Tarchomin był grudzień 1984 roku. Białołęka była wtedy odległą krainą Warszawy, do której dotarcie łączyło się z długą wyprawą. Z ulicy Modlińskiej skręcało się w Obrazkową, po prawej stronie mieszkał koń, kawałek dalej pasła się krowa, z lewej strony biegały kury i wszędzie były gospodarstwa domowe. Kilkaset metrów dalej autobus miał pętle, a potem trzeba było pokonać kilka pól, aby dotrzeć do naszej cywilizacji, na którą składało się raptem kilka bloków. Brzmi strasznie, ale czasy były cudowne…. Nasze dziecięce czasy.

Mój Tarchomin rósł razem ze mną. Mi przybywało centymetrów, a jemu bloków. Z roku na rok obserwowałam, jak wieś staje się miastem i wcale mnie to nie cieszyło. Kochałam tę dzikość, którą właśnie ta okolica miała do zaoferowania.

Polecamy:
fot. Wiesław Antosik

Najlepsze place zabaw

Jednymi z pierwszych zdjęć, które uwiecznił mój tata, Wiesław Antosik absolwent Łódzkiej Filmówki i wieloletni pracownik TVP, są fotografie koparek oraz maszyn budowlanych na okolicznych placach budowy. To były znakomite place zabaw. Wielkie piaskarnie i ciężkie sprzęty, po których mogliśmy skakać, wchodzić do łych, poszukiwać łożysk, którymi graliśmy w kulki. Jednak tym, co najbardziej przyciągało uwagę były dzikie nadwiślańskie tereny, na których budowaliśmy bazy; pola żyta, w których bawiliśmy się w chowanego a także miejsca, które powstawały jako pozostałości po zakończonych budowach. Jednym z takich miejsc był labirynt z wielkich płyt budowlanych. Tam nie tylko znakomicie bawiliśmy się w berka, właśnie w tym miejscu wzięłam swój pierwszy ślub…. A potem, wraz z mężem, zamieszkaliśmy w Ameryce PRL-u.

Marta Antosik Białołękafot. Wiesław Antosik

Ameryka na Tarchominie

Było to miejsce za moim blokiem, przy ulicy Antalla 2 gdzie dziś jest bazarek Poraje. Tam każdy miał swój piękny kartonowy dom. Na środku naszej wioski powiewała flaga USA. Paliliśmy tam również ognisko, przy którym chłopaki zaczepiali folię na patykach i robili katiusze. A jeśli nie w naszej Ameryce, to spędzaliśmy czas pływając w rzece Kolorado. Była to dzika, rwąca rzeka, posiadająca kilkusetmetrowy kręty kanion. Wypływała z brązowej rury na terenie piaskarni w okolicy ulicy Odkrytej i prowadziła do samej Wisły. Na końcu czekały na nas ruchome piaski…. zabawa była kapitalna. Ta piaskarnia istnieje do dziś i ostatnio z sentymentu włamałam się tam w noc perseidów. Szczerze polecam to miejsce. Do dziś są pozostałości po rzece Kolorado.

Tarchomińskie Syrenki i Mazury

Kolejnym miejscem naszych zabaw był rów z Syrenkami. Tak! W okolicach Wisły mieszkały dwie syrenki, ale nie mówię tu o wiślanych postaciach, lecz o dwóch samochodach które z biegiem czasu stały się niestety skorupami, ale podróże nimi były fenomenalne. Kiedy rów z syrenkami został zasypany, przesiedliśmy się do malucha mojego taty. Kto się mieścił w maluchu wsiadał, a reszta towarzystwa pchała samochód i tak przemierzaliśmy tarchomińskie drogi.

Gdy przychodził weekend całymi rodzinami ruszaliśmy na tarchomiński Dołek. Był to niewielki staw za fabryką domów i tam w delikatnie mazurskim klimacie spędzaliśmy czas na zabawach w wodzie, opalaniu, skokach z pomostów. A moją ulubioną zabawą było segregowanie kijanek. Dzieliłam je na te, które miały łapki i na te, które miały tylko ogonki i każda grupa trafiała do osobnego stawu.

fot. Wiesław Antosik

Festyny, dyskoteki i kawiarniane życie

Ale Tarchomin to nie były tylko dzikie okolice. To także wspaniałe festyny organizowane na różne okazje. Pamiętam, kiedy mając zaledwie kilka lat przybrałam barwy Solidarności i poszłam na festyn organizowany właśnie przez ten związek. Reklamówki Solidarności były wtedy najbardziej pożądanym towarem. Inny festyn z okazji Dnia Dziecka pozwalał przemierzyć Tarchomin wzdłuż i wszerz bryczką zaprzężoną w prawie rumaka, a niektórym nawet udało się zobaczyć naszą dzielnicę z lotu ptaka na wysięgniku wozu strażackiego.

Kolejną atrakcją tamtych lat były dyskoteki. Tarchomin cywilizowany posiadał dwa prężnie działające kluby. Był to klub Arkona oraz klub Poraje. Tam nie tylko można było się wytańczyć, ale także rozwijać swoje talenty na różnego rodzaju zajęciach. Ja uczęszczałam na lekcje muzyki oraz zajęcia plastyczne, a dla starszej młodzieży mój tata prowadził warsztaty fotograficzne a jakiś niezwykle ekstrawagancki Pan (którego tożsamość bardzo chciałabym ustalić)  zajęcia z malarstwa.

Z czasem na Tarchominie zaczął rozwijać się rynek gastronomiczny. W miejscu gdzie dziś jest fitness club i siłownia przy Antalla 5, powstała kawiarnia Jutrzenka. Tam można było zjeść przepyszne ciasta i lody, napić się kompotu i kawy zasiadając na eleganckim tarasie pod pięknym parasolem i obserwować kolejne budowy dookoła. Kolejnym miejscem, które powstało był bar Poraje, który był wstępem w świat amerykańskich fastfoodów. Tam można było zjeść przepyszną zapiekankę, hot doga i napić się coli.

fot. Wiesław Antosik

Białołęka dziś

Dziś nasza kochana Białołęka jest najszybciej rozwijającą się dzielnicą Warszawy. Mimo tego, że mamy tu Galerię Północną, bardzo rozwiniętą komunikację, posiadamy własne kino i możliwość korzystania z wielu rozrywek, które zapewnia nam Białołęcki Ośrodek Kultury i Białołęcki Ośrodek Sportu, dzielnica nie przestaje nas kusić nadwiślańską dzikością, parkami w których nie brakuje pomników przyrody i Bielikiem…. Ale dokładnych informacji odnośnie tego Pana nie mogę zdradzać…

fot. Wiesław Antosik

Białołęka zawsze będzie w moim sercu, ponieważ spędziłam tu najszczęśliwszy czas mojego dzieciństwa z moim tatą, którego kochałam nad życie. Tatą, który był pierwszą i największą miłością mojego życia. Ale też tutaj mój synek Gerard stawiał pierwsze kroki i to właśnie tutaj zrodziło się najwięcej moich sentymentów.

„Lubię wracać w strony, które znam,

Po wspomnienia zostawione tam,

By się przejrzeć w nich, odnaleźć w nich

Choćby nikły cień, pierwszych serca drżeń,

Kilka nut i kilka wierszy z czasów,

Gdy kochałaś pierwszy raz. „

Zbigniew Wodecki

fot. Ireneusz Graff

Uważasz, że to, co robimy jest wartościowe? Chcesz więcej?
Bardzo się cieszymy, bo robimy to właśnie dla Ciebie. Możemy powiadamiać Cię o nowościach na blogu. Żadnego spamu ani lania wody. Tylko najciekawsze artykuły z danego tygodnia. 
Twój adres email jest u nas bezpieczny, a z listy powiadomień możesz się wypisać w każdej chwili.

1 KOMENTARZ

ZOSTAW ODPOWIEDŹ

Please enter your comment!
Please enter your name here