W mediach ukazała się informacja, że warszawski ratusz szykuje uchwałę zakazującą grodzenie istniejących ciągów pieszych wokół osiedli. Temat grodzych osiedli jest jednak o wiele szerszy i z pewnością nie da się go ukrócić jedną uchwałą, czy w ogóle jakimikolwiek zakazami. Potrzebna jest zmiana naszego sposobu myślenia i świadomość zagrożeń, jakie to zjawisko za sobą niesie.
Po obejrzeniu materiału, który został nakręcony między innymi na osiedlu Eko Park na Mokotowie, postanowiłam spisać pięć najważniejszych powodów, dla których uważam, że grodzenie osiedli jest zjawiskiem, z którym powinniśmy jako społeczeństwo jak najszybciej skończyć.
Płot wcale nie sprawia, że jest bezpieczniej.
Wydawać by się mogło, że jak sobie ogrodzimy nasz teren, to nikt niepowołany nie będzie wchodził na nasze podwórko. Jest to, niestety, jeden z największych mitów wspołczesnego budownictwa mieszkaniowego. Dane policyjne nie pozostawiają złudzeń. To, czy osiedle jest grodzone, czy nie, nie ma żadnego przełożenia na statystyki włamań czy kradzieży. Pomyślmy logicznie – jeśli zwykły chłopak od ulotek nie ma problemu, żeby wejść przez furtkę na ogrodzone osiedle, to jaki to będzie problem dla złodzieja? Żaden.
A co z nocnymi melanżami pod oknem? Na tę okoliczność jest ochrona. Znam kilka strzeżonych, bardzo eleganckich osiedli, które nie mają żadnego płotu i są dostępne dla każdego z zewnątrz, natomiast dzięki monitoringowi i spacerującym panom z ochrony, nigdy nie ma większych problemów z kulturalnym zachowaniem odwiedzających.
Płot zabija życie lokalne mieszkańców.
Prosty przykład: Na wspomnianym już osiedlu Eko Park, zaraz przy ul. Kulskiego, jest plac zabaw dla dzieci dostępny tylko dla mieszkańców rzeczonego osiedla. Przechodzę tamtędy dość często i przeważnie jest pusty. Raz, czy dwa widziałam na nim samotnie bawiące się dziecko z opiekunem. Czemu? Bo dzieci lubią się bawić wśród rówieśników, tak samo, jak dorośli lubią przebywać wśród ludzi. Jeśli ograniczamy wizyty mieszkańców z zewnątrz na nasze osiedle, stajemy się, jak to samotnie bawiące się dziecko na placu zabaw. Dziś z nudów pograbi pięć, może dziesięć minut grabkami w piaskownicy, a jutro pójdzie na inny publiczny i ogólnodostępny plac zabaw, gdzie będzie miało towarzystwo, a piękny plac zabaw w złotej klatce znów będzie pusty… W ogóle rzadko widuję ludzi spacerujących po zamkniętych osiedlach.
Płot zabija lokalny biznes
Z tym argumentem chyba nie trzeba specjalnie dyskutować. Wszelkie płoty eliminują lub bardzo utrudniają ruch wewnątrz osiedla, a co za tym idzie ograniczają dostęp klientów do punktów gastronomicznych czy usługowych. Owszem, są wyjątki, ale ogólny bilans niestety jest niekorzystny dla przedsiębiorców. Połowicznym rozwiązaniem tego problemu miały być osiedla ze swobodnym dostępem do lokali usługowych od strony ulicy, natomiast zamkniętym dla mieszkańców podwórkiem. Według mnie to niestety nie załatwia sprawy. Wydaje mi się, że jeśli np. rodzina z dziećmi ma chęć wybrania się do restauracji, to dużo bardziej prawdopodobne jest, że wybiorą lokalizację zapewniającom im przy okazji inne atrakcje – spacer wśród zieleni, czy wizytę na placu zabaw. Takie osiedla skazują okolicznych mieszkańców na kręcenie się w kółko po ogólnodostępnym, niezbyt atrakcyjnym ciągu pieszym, lub udeptanym patio, jak to w przypadku Eko Parku.
Nie piszę tego absolutnie przez zazdrość, ale osobiście chodzenie na spacery wzdłuż grodzonych osiedli wywołuje we mnie jakiś dyskomfort. Widzę, że gdzieś tam, za płotem są ładne drzewa, moje dzieciaki widzą, że jest plac zabaw, ale zarówno sobie, jak i im muszę tłumaczyć, że niestety nie możemy tam wejść. To jakby jedzenie lodów przez folię. Dlatego jeśli mamy wyjście rodzinne do restauracji, to wybieramy raczej okolicę, gdzie można spacerować bez płotów i ograniczeń.
Płot wzmaga podziały społeczne
Tak, ja wiem, że każdy może sobie ze swoim kawałkiem podłogi robić (prawie) co chce i ma do tego święte prawo. Natomiast warto, abyśmy na zjawisko zamykania przestrzeni publicznych popatrzyli szerzej.
Nie tak dawno, bo w latach pięćdziesiątych XX wieku w Stanach Zjednoczonych obowiązywała segregacja rasowa mieszkańców. Między innymi objawiało się to tym, że czarnoskórzy mieli obowiązek ustąpienia miejsca białym w autobusie. W szczycie komunikacyjnym przeważnie wyglądało to tak, że wszystkie siedzenia były zajęte przez białych, a czarni stali. Skandal, nie? Jawna dyskryminacja! Dziś wydaje nam się to nie do pojęcia, a jednak…
Może ten przykład jest dośc skrajny, ale niestety widzę wiele podobieństw między segregacją w USA sprzed siedemdziesięciu lat, a segregacją spowodowaną płotami zamykającymi przestrzeń publiczną. W jednym i drugim przypadku mamy do czynienia z podziałem na grupy społeczne. Są „MY” i „ONI”. Tym się należy dostęp do tego drzewa, tego podwórka, tego kwiatka, a tym nie. Dlaczego? Bo tych stać, a tamtych nie. Bo ci kupili, zapłacili, a tamci nie. Jedna grupa szufladkuje sobie drugą w stereotypach. Ten z osiedla zamkniętego to przeważnie dorobkiewicz, znob i materialista, z kolei tamten z bloku „ogólnodostępnego” to proletariusz, bez ambicji i polotu. Nie mówimy tego głośno, ale te napięcia gdzieś w społeczeństwie drzemią, a niekiedy prowadzą nawet do agresji. Nie idźmy tą drogą…
Mieszkanie na grodzonym osiedlu może prowadzić do depresji
To zjawisko zostało już zbadane przez psychologów i nazwane zostało „Kołem Strachu”. Osoby, które wybierają zamieszkanie w zamkniętych osiedlach często decydują się na to z poczucia strachu. Niestety, masywny płot, który miał im zapewnić poczucie bezpieczeństwa jedynie wzmaga lęk przed obcymi. Codzienny widok wysokich krat niejako uzasadnia poczucie zagrożenia. Wiele osób podejmuje kolejne kroki zabazpieczające: Wstawiają pancerne drzwi i zamki, a z czasem rzadziej wychodzą na spacery, do ludzi… Coraz częściej zdarza się, że nawet nie wiemy, kto mieszka za ścianą lub piętro wyżej. Urywamy tak bardzo nam potrzebne więzi sąsiedzkie i kontakt ze światem zewnętrznym zamykając się w swoim mieszkaniu i w najlepszym wypadku zastępując realne rozmowy i spotkania czatem przez internet. Takie zachowania przyczyniają się do zapadania w depresję. Nie jest to moja wyssana z palca teoria, ale wnioski wielu naukowców poparte rzetelnymi badaniami. Odsyłam Was do arcyciekawego wywiadu z psychologiem klinicznym dr Markiem Pawlikowskim.
A jaka jest Twoja opinia na temat grodzonych osiedli? Zachęcam do dyskusji tutaj, w komentarzach, bądź na Facebooku.
Z ciekawością przeczytałam Pani tekst, ponieważ nigdy nie pojełam „czepialstwa” o zamknięte osiedla. I nadal nie pojmuje, dlatego też przyczepię sie do niektórych argumentow na przykładzie osiedla Marina Mokotów, które od zawsze jest najbardzej potępiane przez wszystkich. Co do 1 argumentu i bezpieczeństwa ma Pani całkowitą rację nie daje to nic, każdy jest wpuszczany na osiedle, jedynie monitoring może pomoc i mi raz osobiście bardzo pomógł. Co do drugiego argumentu nie zgadzam się zupełnie, zapraszam Panią na spacer nad naszym jeziorkiem, po naszym parku. Chodzenie między blokami może super nie jest, ale infrastruktura z obszarami zieleni jest naprawde bardzo zadbana, przyjemnie się spedza czas, a wiadomo ze osiedle to nie jest nowe. Latem o kazdej porze dzieci szaleją na placach zabaw, boiskach, dorośli biegają po parku lub nad jeziorkiem. Osoby z psami spacerują, ludzie się integrują, pomimo tego ze pozniej kazdy wraca za swój płotek. Argument trzeci – lokalny interes… pizzeria Gaga oblegana całymi dniami (tak, czytalam Panu artykul i uwazam ze jest to fatalne miejsce na pizze) , dwa sklepy spożywcze i warzywniak w ktorym niesposób nie spotkać kolejki, kosmetyczki i fryzjerzy gdzie czas oczekiwania 1-2tyg. Biznes kręci się bardzo, pomimo wyższych cen niż za płotkiem. Uważam to wrecz za złoty biznes, nie sposób żeby sie nie udał, bo po co wychodzic za płotek skoro usługa czeka pod domem. Argument 4, podziały społeczne… myśle ze w przypadku rasowych podziałow to takie osiedle pozwala je zupelnie zniwelowac, szczególnie jesli ma się dzieci które mogą chodzić do osiedlowego przedszkola, kotre jest zupelnie bezpodziałowe, międzykulturowe. Tak samo wśród sąsiadów, na codzien żyjemy tu w społeczeństwie multi-kulti i witamy się na klatce uśmiechem. A jeśli chodzi o zamknięcie się na innych zza płotka-zgodnie z pierwszym argumentem – nie zamykamy się-na osiedle i tak wpuszczą kazdego. Po prostu jest to wadą lub zaletą, zależy gdzie nam wygodniej podpiac to pod argument. Argument 5, no i ostatni, osobiście takiego przypadku nie poznałam, ale ma Pani na to naukowy dowód, także sprzeczać się nie będę. Jednak sposób spedzania teraz życia jakim jest zamykanie się w domu i życie w internecie jestem przekonana że dotyczy wszystkich grup społecznych , niezależnie czy snobów zza płotka, czy normalnych ludzi z normalnego bloku.
Dziękuję za merytoryczny komentarz. Od jak dawna mieszka Pani w Marinie?
Bo z tego, co mi wiadomo, Marina nie od zawsze wpuszczała gości… Czy się mylę?
Być może teraz jest właśnie tak, jak Pani mówi między innymi dlatego, że Marina umożliwiła wpuszczanie gości z zewnątrz…
Mieszkam od 10 lat i nigdy nie było z tym problemu. Były rózne ekipy ochroniarskie w róznych latach i pamiętam że jedna chciała legitymować przychodzących ale szybko z tego zrezygnowali. Aktualnie przez ilosc punktow uslugowych przebywa na Marinie duzo osob ktore tam na codzien nie zyją
Lubię Twojego bloga, czasem tu zaglądam, ale po przeczytaniu tego posta az mnie strzeliło. Takiego steku bzdur nie czytałam już dawno. Pierwsze pytanie – mieszkałaś kiedyś na strzeżonym i grodzonym osiedlu? Obstawiam, że nie. Za to ja mieszkałam i na „zwykłym, niegrodzonym ( w ramach bonusu dodam, że na tym samym, na którym i Ty mieszkasz, klimat znam więc doskonale). Pomieszkiwałam tez i w innych miejscach, az od dwóch lat na grodzonym osiedlu. I jak dla mnie to jest strzał w dziesiątkę.
1. Owszem, sprawia. Pewnie, ze nie jest gwarantem w 100%, ale jednak. Na moim osiedlu mamy duże patio, po którym dzieciaki biegają całymi grupami, szansa, ze nagle ktoś wjedzie samochodem lub dziecko wybiegnie na ulice, jest duuuzo mniejsza niż przy takiej ulicy na litere B. Niedawno dziecko drobiło nam numer i poszło bez pytania do koleżanki, do jej mieszkania. Dzieki kamerom i ochroniarzowi momentalnie mogliśmy ustalić, gdzie weszło. Czy Twoje dzieci również ktoś pilnuje, aby same nie wyszły z osiedla? Kolejna sprawa to trawniki, które sa względnie czyste ( zakaz wyprowadzania psów), moje dzieci i dzieci sąsiadów nierzadko biegają tam bez butów. Nigdy nie zauważyłam szkła, czy innych niebezpiecznych przedmiotów.
2. Naprawdę? A skąd wiesz, jak wygląda to zycie? Dzieki temu, że całe osiedle to mała społecznośc, jest wręcz odwrotnie. Przy ulicy B. nigdy nie widziałam tak dużych skupisk ludzi, którzy spędzają czas razem. U mnie na osiedlu tak. Wychodząc do pobliskiego sklepu/ochrony, aby odebrać przesyłkę/z dzieckiem na plac zabaw spotykam znaomych. Starsze dziecko chowało się na niegrodzonym osiedlu, młodsze na tym z płotem. Młodsze ma o wiele więcej kolegów, niż starsze, my znamy się z rodzicami, nierzadko jeden sms i ludzie skrzykują się w poł godzinny, aby wspólnie pojsc na pizze czy lody. Czy na kawe w prywatnym kubku, który piją przy piaskownicy. Dodam też, że i dbałośc o wspólny teren i wspólne dobro jest większa.
3. ok, ale po co zakładac biznes pośród grodzonego osiedla? Wewnatrz? Na naszym osiedlu jest sporo punktów usługowych od zewnętrznej strony i nie zauważyłam, aby brakowało klientów.
4. to jest zdanie osób, które mieszkają poza takim osiedlem. Każdy ma prawo wybierać. Tobie pasuje takie, nam inne. I nikt z góry nie będzie mi narzucał, co jest lepsze.
5. ten punkt to gwóźdź programu:) Wiesz co, szczerze mówiąc, to na granicy depresji to ja byłam mieszkając przy ul. B., i przeprowadzkę na grodzone osiedle bardzo sobie chwalę. Mam czyste, kameralne osiedle, znam sąsiadów i mam z kim wypić kawę. Do tego czysty smietnik, gdzie segregowanie smieci jest na porządku dziennym, ,czysty trawnik i mysle, że 80-90% ludzi mówi sobie dzień dobry. Rany, jak sobie przypomnę zsypy przy ul. B ( wiem, wiem, zamknęli je już) i robactwo, które przełaziło od sąsiadów, to jakoś mój sentyment jest coraz mniejszy…
Ok, rozumiem, pisałaś to na podstawie Eko Parku. Ja w Eko-Parku nie mieszkam, ceny nieco nas przerosły, ale może to i lepiej, bo świat, który przedstawiasz, wygląda tyle strasznie, co i smutno. Ja nadal mieszkam na Mokotowie, choć przyznaję, że to już taki peryferyjny, ten prawidziwy to jednak Twoje okolice. I co do lokalizacji to nie będę polemizować, nasza do Twojej się nie umywa. Ale poza tym to w każdym innym przypadku mieszkanie w grodzonym osiedlu wygrywa. Dla mnie, i moich znajomych z osiedla rzecz jasna. Na szczęście nie ma przymusu, wolisz osiedle otwarte? Wybierasz otwarte i tyle. Tylko zanim zaczniesz pisać, jak to strasznie jest mieszkac na grodzonym, sprawdz proszę, jak to wygląda w przypadku osób, które wybrały inaczej, niż Ty.
Hej, dzięki za merytoryczne odniesienia do każdego punktu. Osobiście nie mieszkałam na grodzonym osiedlu, ale mieszkał na takim mój mąż i wiele znajomych. Często rozmawialiśmy na ten temat i często miałam okazję obserwować takie osiedla „od środka”.
Ze sprawą dzieci trochę się zgodzę. Faktycznie dzieciaki ograniczone płotem może nie wybiegną na ulicę. Niemniej jednak wydaje mi się, że w kwestii ochrony dzieci dałoby się zastosować mniej radykalne środki np. niskie ogrodzenia lub żywopłoty, a nie od razu dwumetrowe mury albo kraty.
Co do atmosfery na Twoim osiedlu – serdecznie Ci gratuluję, ale myślę jednak, że jesteście wyjątkiem. Może się mylę? Czekam na głosy innych.
Co do porównywania Zamkniętego osiedla ze wspomnianą ulicą na B. Myślę, że totalnie się nie zrozumiałyśmy. Nie twierdzę, że KAŻDE otwarte osiedle jest lepsze niż zamknięte. Najprawdopodobniej porównując moją okolicę z Twoim osiedlem masz 100% racji. Chodziło mi raczej o to, że można zapewnić bezpieczeństwo na nowo budowanym osiedlu bez budowania płotu i zamykania go dla okolicznych mieszkańców. Jest cały wachlarz możliwości, jakie daje architektura i organizacja obsługi osiedla, a płot jest często rozwiązaniem, które stosuje się bez zastanowienia czy dałoby się go zastąpić czymś bardziej przyjaznym i inteligentnym…
Przyznasz chyba, że płot ogradzający kwietnik w materiale TVN Warszawa wygląda dośc kuriozalnie…
Ja nie twierdzę, że grodzone osiedla to samo złoto, a te otwarte wszystkie są be, ale pisanie, że osiedla zamknięte są bez sensu, a nawet, że stanowią zagrożenie i dla społeczeństwa, i dla konkretnej jednostki, to już jednak gruba przesada. Nie znam ani Twojego męża, ani znajomych, nie wiem, gdzie i na jakich zamkniętych osiedlach mieszkali. Znam tylko jedną dziewczynę, która przeprowadziła się z nowoczesnego osiedla do kamienicy, ale to głównie ze względów estetycznych, zdecydowanie klimat nowoczesności jej nie odpowiadał. Cóz, każdy wybiera pod siebie. My akurat mamy sporo znajomych z takich osiedli i wszyscy sa zadowoleni. Jasne, że przykład z kwietnikiem jest chory, jestem pewna, że absurdów związanych z grodzonymi osiedlami jest dużo więcej, ale to nie oznacza, że te otwarte nie maja wad. Mogę tylko porywnywać, to, z czym ja mam do czynienia, specyfiki zycia w takim Ekoparku nie znam. Ale polecam wypadk do miasteczka Wilanów, tego siedliska zła i zagrozonych depresją ludzi, jak możnaby mniemać. Nigdzie w Warszawie nie widziałam na ulicach tyle zadowolonych z zycia ludzi ( tak przynajmniej wyglądają), którzy tłumnie spotykają się na popołudniowych spacerach/lodach/kawie. I wszyscy oni to „ofiary” krat i murów. A bywam tam często, bardzo często. Na ulicy B. bywam równie często, tak jak i na osiedlu, gdzie mieszkają moi teściowie (osiedle z lat 50-tych, jakich setki w Polsce). Piszesz o smutnym widoku jednego dziecka w piaskownicy, który nie ma się z kim bawić. Chetnie wrzuciłabym Ci zdjęcie, jak na naszym osiedlu wygląda popołudnie w okresie letnim ( nie zrobie tego ze względu prywatności sąsiadów). Dzieci w wieku ok 1-10 biega ok 15-25, wokół nich rodzice, którzy tez spędzają swój czas na pogaduszkach z ludzmi, którzy się już znają. Zawsze, kiedy zejdę, spotkam kogos znajomego, z kim mogę zamienic kilka słów. Czy to fenomen tylko mojego osiedla? Nie sądzę. Ile razy widziałam na wspomnianych wcześniej przeze mnie otwartych osiedlach taki widok? Ani razu. Ok, może to specyfika wieku mieszkańców, ale zauważyłam, że na B. tez struktura społeczna zaczyna się zmieniać na coraz to młodsze. Dlaczego zatem nie widuje tam takich grupek? ( a bywam średnio raz w tygodniu). Sprawa bezpieczeństwa – prócz tego, co pisałam wyżej, z racji ilości dzieci często któreś cos zostawi na podwórku, bluzę, misia czy nawet hulajnogę. Nie słyszałam jeszcze, aby cos zginęło ( choć oczywiście mogę nie miec wiedzy, w końcu zyją tu tacy sami ludzie jak i wszędzie). Ale mamy tez wewnątrz osiedla parking rowerów. Znajduje się on dokładnie przy wejściu do mojej klatki i czesto widze, że wiele osób po prostu zostawia tu swoje rowery nawet bez zapięcia. Te dziecinne już rozpoznaję, Stoja sobie swobodnie przez całe lato. Czy na otwartych osiedlach tez przyjła się taki zwyczaj? Na pewno masz trochę racji w tym, ze wiele rzeczy mozna rozwiązać nie poprzez kraty, a żywopłoty. Tak, to prawda. Pewnie można. Ale zakaz budowania takich osiedli to nie jest najlepsza droga to przekonania ludzi, ze takowe są „be”. Każdy ma swoje priorytety, dla nas ważna jest np. kwestia czystości podwórek oraz klatek schodowych. W Polsce nadal pokutuje przesąd, że jak wspołne, to niczyje, nie trzeba dbać. My dbamy o swoje otoczenie, inni często nie. To też jeden z powodów, dlaczego chwalimy sobie zycie na zamkniętym osiedlu. Tak wychwalam zycie na naszym osiedlu i zaczęłam się zasanawiac nad minusami, żeby nie było, że każda myszka swój ogon chwali. I szczerze, to nie znajduję. Naprawdę. Jedyny minus to lokalizacja i korki ( choć jak na stolicę to i tak nie jest źle) ale to nie ma nic wspólnego ze strukturą osiedla. Obok mnie mam osiedle otwarte, budowane jakies 25 lat temu, czasem bywam tam u znajomych. Jest ok, sporo zieleni ( więcej niż u nas, bo i trawniki większe), place zabaw tez w porządku, wiem, że można fajnie zyć i na takim osiedlu, pewnie, że tak, ale jeśli mam wybór, to wybieram nasze. Nie rozumiem tej całej dyskusji, która już od jakiegoś czasu przewija się przez media, jakie to te kraty i płoty złe. Nie pasuje komuś, to niech nie mieszka, proste. Ale narzucanie komuś, co jest dla niego lepsze? To jak dyskusja o wyższości mieszkania w domu jednorodzinnym nad mieszkaniem w bloku. Ja wole mieszkanie, ale nie mnie tłumaczyć innym, dlaczego taki wybór jest lepszy.